Tomasz i Ewa Rowińscy Tomasz i Ewa Rowińscy
372
BLOG

Lek na umysł zamknięty

Tomasz i Ewa Rowińscy Tomasz i Ewa Rowińscy Polityka Obserwuj notkę 40

Rzeczpospolita opublikowała tekst Jacka Hołówki na temat in vitro. Jest on merytorycznie bardzo słaby i posługuje się bardziej retoryka niż logiką, w której specjalistą jest Hołówka. Oto kilka jego argumentów i moich odpowiedzi:

1. (…)można bezdzietnym rodzicom radzić, że skoro los w naturalny sposób nie obdarzył ich potomstwem, to może powinni zaadoptować dziecko. Bo przecież jest tyle nieszczęśliwych dzieci – sierot na świecie, które potrzebują opieki i miłości. Jest to jednak argument nierozsądny, choćby dlatego, że nie mówimy przecież, że skoro ktoś złamał nogę, to widocznie los tak chciał, albo skoro ktoś ma wrodzoną wadę serca, to los tak chciał, w związku z czym nie należy podejmować tutaj żadnych działań. Powstaje oczywiście pytanie: czy bezpłodność jest chorobą porównywalną z wadą serca? Moim zdaniem, chociaż leży na granicy tego, co nazywamy niedostosowaniem społecznym czy brakiem komfortu społecznego, można ją zaliczyć do chorób. Wszak bezpłodność oznacza, że pewne organy u mężczyzny bądź u kobiety nie są funkcjonalne, a medycyna nie jest w stanie ich naprawić.

Oczywiście, że istnieje podobieństwo, pomiędzy wszelkimi chorobami, ale wszelkie choroby należy leczyć metodami godziwymi. Hołówka, jako logik sprawia wrażenie kogoś, kto jest przekonany, że jako jedyny posiadł zdolność posługiwania się analogią. Podaje przykład ze złamaną nogą lub, lepszy, z wadą serca. Jednak ta analogia nie jest trafna w odniesieniu do in vitro. Tak w przypadku wady serca, jak i bezpłodności należy podejmować działania zmierzające do wyleczenia, ale przecież by uzyskać serce do przeszczepu nie zabijamy innej osoby. Zabiegi in vitro nieuchronnie łączą się z niszczeniem niewykorzystanych zarodków. Metoda analogii zawsze pozostaje bronią obosieczną. Można ją poprowadzić znacznie dalej. Wyobraźmy sobie sytuację, że pozbawiamy życia pięć osób by mieć pod ręką kilka narządów dla ratowania szóstej, gdyby któryś nie był zadowalający/odpowiedni. Analogia prowadzi nas też do innych wniosków. Hołówka twierdzi, że in vitro rozwiązuje niefunkcjonalność naszych organów płciowych z którymi nie poradziła sobie medycyna. Jednocześnie nazywa promowanie adopcji nierozsądnym. Nie zauważa, że z perspektywy funkcjonalnej adopcja podobnie jak in vitro rozwiązuje problemy działania naszych organów płciowych. Nie są one zdolne do samodzielnego poczęcia, a rodzice mogą wychować dziecko. Równocześnie nie naraża niczyjego istnienia, a in vitro jest zabiegiem aborcyjnym. Dodatkowo zmniejsza się dysfunkcjonalność społeczną, jaką jest sieroctwo. Kilka dni temu profesor Marcin Król zastanawiał się czy nie ma niepożądanych skutków adopcji dzieci spoza Europy, co jest teraz popularne na naszym kontynencie. Czy nie jest to jakiś determinizm rasowy? Większe znaczenie ma wychowanie do naszej kultury i jest to najłagodniejsza forma integracji tych, który mogą zapełniać braki populacyjne Europy.

2. (…)opieka nad swoim własnym dzieckiem stanowi unikalny przypadek, przede wszystkim ze względu na element wyłączności (analogicznie jest z wyłącznością w małżeństwie). Kolejny, społeczny aspekt zapłodnienia in vitro dotyczy z kolei tego, że nie znamy żadnego zarejestrowanego przypadku, aby rodzice, którzy doczekali się dziecka dzięki zapłodnieniu in vitro, okazali się potem nieodpowiedzialnymi albo złymi rodzicami. Powód? Jeśli ktoś zainwestuje znaczny wkład emocjonalny, a także finansowy w to, by doczekać się własnego potomstwa, z reguły okazuje się potem wspaniałym ojcem czy matką.

Z chęcią poznałbym jakieś badania, na które mógłby powołać się Hołówka, ponieważ argumenty „z własnego doświadczenia” może przytaczać każdy z nas. Zakładam jednak, że zdania, które profesor wygłasza nie muszą być wcale prawdziwe. Można wskazać na pewną prawidłowość psychologiczną, która każe podejrzewać, że wspomniana „wspaniałość rodziców in vitro” jest zwykłą nadopiekuńczością. Dziecko, które zanim się urodzi już staje się bożkiem dla rodziców (bo jest w decyzji na zabieg in vitro, jeśli nie ignorancja to pewnego rodzaju histeryczność i rozpacz, jak zawsze gdy sens życia opiera się na doczesnych tylko przesłankach), a dodatkowo rodzi się kosztem innych istnień, po urodzeniu staje się dla rodziców małym „Bogiem”, Tak rozumiem przekonanie Hołówki, że ludzie pragną mieć dziecko podobne do samych siebie. W sformułowaniu dziecko „podobne do siebie”, jest jakiś sprzeciw wobec oddzielenia i odrębnej tożsamości, która jest konieczna człowieczeństwu. Sprzeciw ten może zamykać dziecku drogę do samodzielności i „funkcjonalnego” odnalezienia się w rzeczywistości ludzkiej Postawa nadopiekuńczości może być próbą zrekompensowania faktu, że dziecko nie zostało poczęte „w miłości”, ale „w próbówce”. Nie chcę wkraczać teraz na pole psychologii prenatalnej, która też sporo miałaby do powiedzenia w tej sprawie. Przyczyną in vitro jest często zwykły egoizm i pewna postawa hedonistyczna, w którą wpisana jest zachłanność

3. Ponadto w sytuacji, kiedy w Polsce mamy tak niski przyrost naturalny, państwo powinno wspierać małżeństwa bezpłodne, które w sposób świadomy, dojrzały pragną posiadać dzieci.

Dojrzałość do rodzicielstwa, objawia się też tym, że nie chcemy mieć swojego bożka, nie chcemy mieć dziecka za wszelką cenę. Dojrzałe rodzicielstwo nie potrzebuje opierać się na dziecku, ale samo jest dla dziecka oparciem. Jeśli ktoś nie ma sensu życia poza dzieckiem, to również temu dziecku nie będzie potrafił przekazać sensu życia, czyniącego go autonomiczną osobą. Dojrzałość to akceptacja rzeczywiści, a nie próba jej zmieniania kosztem innych.

4. Najczęściej przytaczane argumenty przeciw samemu zapłodnieniu in vitro, będąc całkowicie doktrynalnymi i dogmatycznymi, a ponadto obarczonymi błędem logicznym, zupełnie mnie nie przekonują. Bo jeśli głównym argumentem jest, że podczas zapłodnienia in vitro zabija się ileś niewykorzystanych zarodków, a przecież od momentu połączenia dwóch komórek mamy do czynienia z człowiekiem, to logika wymaga, aby stwierdzić, że zanim te dwie komórki się połączą, mamy do czynienia z półczłowiekiem – plemnik jest półczłowiekiem i komórka jajowa także. A jeśli godzimy się co do tego, to musimy się zgodzić, że skoro człowiek istnieje od momentu połączenia dwóch gamet, to moment wcześniej każda z tych komórek była półczłowiekiem i należy jej się taki sam szacunek. Tymczasem Kościół jest niekonsekwentny, bo twierdzi, że nie istnieje coś takiego jak półczłowiek.

Jeśli już mówimy o logice, to „półczłowieka” nie jest „człowiekiem”. To argument oczywiście niepoważny, bo czy mąka to pół chleba? Rozpatrzmy go jednak poważnie. Spróbujmy sformułować stanowisko przeciwne in vitro, jako zasadę samodzielności, czy też tożsamości. Tożsamość plemnika i jajeczka jest nierozerwalnie związana z ciałem ojca i matki i nie przyznajemy jej żadnej samodzielności. Podczas zapłodnienia dochodzi do kreacji nowej tożsamości. Związek tych dwóch komórek wykazuje już pewnego rodzaju samodzielność, która nie pozwala wiązać zarodka ani całkowicie z ojcem, ani matką. Genotyp zarodka jest pełny, nic do niego nie zostanie już dodane. Z jednego „półczłowieka” nie powstanie człowiek, ale osoba pozostanie osobą, aż do śmierci. W prawie zasada samodzielności fałszywie łączona jest z narodzeniem się człowieka. Czy jest to rzeczywiście samodzielność, skoro nieustannie wymaga opieki? Dlatego lepiej przyjąć zasadę samodzielności genotypu. Dziecko oddziela się od matki nie w chwili narodzin, ale w chwili poczęcia i ta samodzielność wzrasta przez całe życie. Pojawiają się w nim inne zależności, ale ta relacja ma jeden kierunek. W pewnym momencie to rodzice mogą stać się mniej samodzielni (choroby, starość), czy to pozwala nam nie nazywać ich ludźmi, przecież istnieją osobno od nas?

Wszędzie szukamy Miłości Bożej. Pozostając przy tym w granicach Kościoła katolickiego. Niektórzy mówią, że jesteśmy fanatykami. A my tylko chcielibyśmy być wierni. Wierni Miłości, Która pierwsza nas ukochała. Reklamy pojawiające się na stronie często są przeciwne naszym poglądom

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka